01 grudnia 2014   poniedziałek


         Pożegnanie na lotnisku w Madrycie. Jadzia z Alą pojadą teraz autobusem do Barcelony.

Do zobaczenia w domu!

   

 

 

      Po odprawie przejazd windą a potem kolejką na odpowiedni "Gate". Tłumy ludzi - gdzie oni wszyscy się pomieszczą? Z dwóch kolejek do naszego boeinga wybieram niewłaściwą. Czyli teraz na koniec tej drugiej. Nie ma to znaczenia, beze mnie nie polecą. Długie nogi marzą o miejscu dowolnym, byle nie w środku. Miejsce 13F. Dokładnie środek! Pomiędzy starszą, ciemnoskórą kobietą a mężczyzną o posturze ochroniarza. Dwanaście godzin próby dla moich kolan. Toaletę zaliczyłem tuż przed wejściem do samolotu, może nie będzie potrzeby przeciskania się zbyt często...

    Zanim zasnę, krótkie podsumowanie moich szans na przeżycie. Po uprzedniej lekturze opisów w inernecie, blogów i stron poświęconych temu krajowi owe szanse nie wyglądają najlepiej. Peru najbardziej niebezpiecznym krajem w regionie, Lima w czołówce gangsterskich miast świata? Nie zaszczepiłem się, więc czerwonka, żółtaczka, wścieklizna. Jeśli ten samolot doleci, autobus pewnie spadnie w przepaść unikając w ten sposób napadu rabunkowego przez uzbrojone bandy. Jak to było? W przypadku napadu z bronią w ręku absolutnie nie prowokować, grzecznie oddać portfel (pieniądze główne trzymać w "sekretnym" miejscu). Sprawdzam ręką pas z paszportem i dolarami. Owo sekretne miejsce jest u mnie miejscem bardzo intymnym. No może nie aż tak. Zastanawiam się, w jakiej kondycji będą pieniądze i paszport po takim ich traktowaniu. Ale w końcu "pecunia non olet".   Zmęczony całym poprzednim dniem zasypiam dosyć szybko. Kilka godzin snu a potem przeglądanie filmów z monitorka przed fotelem sprawia, że ten etap podróży nie jest zbyt uciążliwy. Znacznie gorzej wspominam przeloty do USA - krótsze o kilka godzin, a jednak trudniej mi było usiedzieć na miejscu.

     Lotnisko w Limie. Maszyna do wydawania bagaży wypluwa kolejne sztuki. Mojej torby nie widać. Z początku luz, potem narastający niepokój aż do jego kulminacji w momencie, gdy maszyna robi stop. Zgubili? Jest jakiś pracownik. Gdzie mój bagaż? A jakimi liniami przyleciałeś? Iberią. Pokaż bilet... To przecież LAN.  Ciekawe. Kupiłem bilet w Iberii, odprawiałem się w Iberii, a przyleciałem LAN'em? Na właściwym stanowisku bez trudu znajduję swoją torbę - jako jedna z ostatnich na karuzeli była dobrze widoczna. 

    Odprawa paszportowa - dokąd się udajesz? Do Arequipy. A konkretnie, adres? Nie wiem. Machnięcie ręką, pieczątka z wizą na 30 dni w paszporcie. Jeszcze prześwietlenie walizki i już z daleka dostrzegam Szymka. Ściskamy się. Kątem oka widzę, że jakiś facet łapie moją torbę. Tata spokojnie, to nasz taksówkarz...

    Pogoda w Limie jak we wszystkich opisach. Czyli mgła. Taksówka - nie Tico którego się spodziewałem, a duży Nissan. To jeszcze nie Lima właściwa, a Callao, znana z kiepskiej reputacji. Pierwsze wrażenia wzrokowe - ogromne Maszkowice (wioska niedaleko Nowego Sącza z największym w regionie osiedlem cygańskim). Robię jakieś zdjęcia przez szybę taksówki (zamkniętą szybę, bo tak radzą poradniki).  

 

     

 

      Bliżej centrum krajobraz bardziej cywilizowany. W moim pojęciu oczywiście. Gringo, który widział skrawek świata wokół siebie i wydaje mu się, że może wyrokować że coś jest mniej lub bardziej cywilizowane.  Mgła jakby się rozrzedza. Potem ustępuje zupełnie i przez dwa następne dni mamy pełne słońce. Ponoć fenomen w Limie o tej porze roku. Docieramy na miejsce. Hotel z zewnątrz nie szokuje wyglądem, za to wewnątrz całkiem, całkiem...

 

      

 

    Kąpiel a potem śniadanie na dachu. Paw nie potrzebuje specjalnej zachęty i pokazuje swoje wdzięki. Jest nas tutaj więcej białych - przy stoliku dwie Francuzki, obok troje młodych ludzi ze Słowacji. Jajecznica i sok pomarańczowy - pierwszy posiłek po tej stronie równika nie jest specjalnie egzotyczny. Ta doba ofiaruje mi sześć godzin więcej - strefy czasowe. Idziemy w miasto.

 

     Na początek kościół franciszkański. Mieszkamy przy tej samej ulicy, wieże widać z naszych okien.

 

    Wewnątrz nie można robić zdjęć. Wielka szkoda. Po wejściu do klasztornej biblioteki "zatkało mnie". Coś pięknego. Podobnie w innych pomieszczeniach - refektarz, korytarze. Turyści nastawiają się głównie na zwiedzanie krypt pod kościołem. Rzeczywiście to miejsce robi wrażenie. Grzebano tutaj przede wszystkim zakonników, ale na wieczny spokój mogli też liczyć inni, zasłużeni. Z tym wiecznym spokojem to było chyba różnie. Szczupłość miejsca wymuszała po pewnym czasie ekshumacje i składanie szczątków we wspólnych grobach. Dziwnie się czułem patrząc na wielki dół z samymi kośćmi piszczelowymi, inny z kośćmi ramion itp. Zastanawiałem się nad prestiżem, jaki musiało dawać pochowanie kogoś w tym miejscu skoro rezygnowano z własnego "pomnika" i godzono się na pewną anonimowość. 

 

    Wymiana walut przy jednym z głównych placów, potem spacer po ulicach w centrum Limy (zdjęcia poniżej to nie tylko centrum). Piękne, "pocztówkowe" place i ulice często sąsiadują z takimi, które fotografowie "robiący w reklamie" zazwyczaj omijają. Szymon próbuje mi dostarczyć adrenaliny i prowadzi w uliczki, które właściwie powinniśmy omijać.


 

    Obiad zjemy wspólne z jedną z miejscowych koleżanek Szymka. Fiorella przyjeżdża na Plaza de Armas, idziemy do restauracji przy pobliskiej uliczce. Siadamy przy stoliku. Zbliża się kelner. Z kartą dań, pomyślicie? Otóż nie. W ręku ma dosyć gruby łańcuch, którym bez pytania przypina torebkę naszej towarzyszki do jej krzesła. Bezpieczna Lima...

 

 

   Katedra w Limie oraz muzeum na jej terenie. Przepiękne wnętrza. Boczne kaplice, każda z nich to osobne dzieło sztuki. Spore zaskoczenie przy pierwszej. Jest poświęcona... Francisco Pizarrowi! Widać Peru też ma swoich "ludzi honoru" (ciekawe, czy w Limie jest ulica Czerska?). Figurka św. Stanisława Kostki i tablica poświęcona św. Janowi Pawłowi II rodzą narodową dumę.
    

 

        Na koniec piwo w jednym z najstarszych (Fiorella twierdzi, że najstarszym) barze Limy - Querido. Bardzo "klimatyczne" pomieszczenie zamieniamy po chwili na takie, w którym jesteśmy w stanie słyszeć się nawzajem.