04 grudnia 2014   czwartek

 

      Znów przedwczesna pobudka - około trzeciej nad ranem. Kiedyś się w końcu przestawię. Dziś jedziemy odwiedzić kolegów Szymka na wykopaliskach. Po śniadaniu zjedzonym tym razem w mieszkaniu udajemy się taksówką (a jakże, Tico) na terminal autobusowy po bilety do Punta de Bombon na dziś oraz do Cuzco na pojutrze. Wracając odwiedzamy drugie muzeum Uniwersytetu Katolickiego w Arequipie.

         "Juanita" - dziewczynka, której prawdopodobnie nigdy nie przyszło do głowy, że będzie tak sławna. Nikt oczywiście nie wie, jak naprawdę miała na imię, nazwano ją tak od imienia odkrywcy. Była prawdopodobnie córką szlacheckiego rodu, miała trzynaście lub czternaście lat. "Dostąpiła zaszczytu" złożenia jej w ofierze bogom. Zaprowadzona wysoko na górę, odurzona narkotykami. Badania wykazują, że została uderzona twardym przedmiotem w głowę. Pozostawiona na tej górze szybko zamarzła. Kilkaset lat później pył z wulkanu stopił śnieg i dziewczynka razem z bryłą lodu, w której się znajdowała, zjechała po stoku znacznie niżej. Tam wypatrzył ją archeolog i sprowadził do muzeum. Dziewczynka, znana jako "mumia Juanita" właściwie nie jest mumią - doskonale zachowane ciało to efekt przebywania cały czas (także obecnie) w lodzie.

      Po zakupie biletów przydzielono nam przewodniczkę (tym razem "z urzędu", bez możliwości rezygnacji, za to za dodatkową opłatą bezpośrednio do rąk dziewczyny na zasadzie "co łaska"). Hiszpańskojęzyczna studentka - przewodniczka była bardzo miła i wyrozumiała - musiała po każdym zdaniu czekać na przetłumaczenie tego co powiedziała na jakiś egzotyczny, szeleszczący język. Na początek wyświetlono kilkunastominutowy film opisujący okoliczności znalezienia Juanity. Potem w kilku salach wystawa przedmiotów związanych z powyższym tematem. Ostatnia salka - półmrok i niska temperatura. Solidnie zmarzłem w koszulce z krótkim rękawem i musiałem się mocno wysilać, żeby cokolwiek zobaczyć. Oczywiście zakaz robienia zdjęć, więc poźniej Google pomogło przyjrzeć się dokładniej. Czułem się trochę "nieswojo" patrząc na to dziecko. Jako ojciec archeologa być może powinienem był przywyknąć, ale podobnie jak w przypadku mumii czy kości ludzkich mam wrażenie, że bardziej właściwym miejscem jest cmentarz. No cóż. "Jak podają peruwiańskie media, właścicielowi muzeum – Uniwersytetowi Katolickiemu Santa Maria – przyniosło to dwieście milionów (około dwieście czterdzieści milionów złotych) zysku" (cytat z portalu "Kochamy Peru).  

 

   Fot. Diana Apaza. Źródło: www.wiki.sumaqperu.com  

 

    

      Obiad na mieście i sjesta w mieszkaniu u Szymka. Potem taxi na terminal i wyjazd autobusem linii Flores do Punta de Bombon. Jeszcze w Arequipie do autobusu wsiadła kobieta z walizeczką. Kilka minut po wyruszeniu w drogę stanęła w przejściu i rozpoczęła osobliwy monolog. Nic nie rozumiałem, ale ze sposobu mówienia i z intonacji można było wywnioskować, że wygłasza jakiś wyuczony wcześniej tekst. Sprzedawczyni leku na wszystko. Obeszła cały autobus rozdając chętnym próbki swgo towaru. Kolejny monolog i wreszcie interakcja z podróżnymi. Szymek tłumaczył, bo mieliśmy niezły ubaw. Na każde pytanie podróżnych odpowiedź była twierdząca. Lek miał być skuteczny absolutnie na wszystko. Bóle głowy, kręgosłupa, stawów. Zaburzenia snu, lumbago. Ciekawe, że sporo tego sprzedała. W drodze powrotnej w identycznej roli wystąpił mężczyzna.   

       

 

    

     Miasteczko nie jest znane, atrakcją miało być dla mnie jutrzejsze odwiedzenie stanowiska archeologicznego polskiej ekipy z Wrocławia. Tymczasem już w kilka minut po przybyciu na przystanek mieliśmy okazję powitać osobliwy pochód. Akurat dziś przypadała kolejna rocznica założenia miasta. Atmosfera święta szybko udzieliła się i nam. Zapadał zmrok, więc nasze aparaty nie miały szans na robienie dobrych zdjęć. Wielka szkoda. Mieszkańcy (a my z nimi) zakończyli dzień festynem na miejscowym rynku.

 

       Tej nocy gościli nas profesor i koledzy Szymka w wynajętym na czas ich misji domu. Budynek mocno wyróżniał się wyglądem z otoczenia. Niestety "coś za coś" - widoczne na zdjęciu metalowe, ostro zakończone przedmioty na dachu to nie elementy dekoracyjne...  Spałem w osobliwym towarzystwie - w pokoju obok Karolina trzymała wykopane wcześniej eksponaty, m.in. kości Indian z kultury jakiejś tam.