18 grudnia 2014   czwartek

 

    Ostatni dzień na zwiedzanie Arequipy. Poranna kawa w mieszkaniu. Śniadanie zjemy w małej restauracyjce w dzielnicy uniwersyteckiej. Bardzo ładna dzielnica, mnóstwo młodych ludzi na ulicach. Większość z nich w szkolnych mundurkach. Podobno wszyscy uczniowie we wszystkich szkołach muszą takie uniformy nosić. Za kilka dni rozpoczną się dla nich wakacje - to przecież  początek lata. Przechodzimy przez most, który kiedyś był mostem kolejowym, teraz przerobiony na drogowy. Dlaczego czegoś takiego nie da się zrobić w Nowym Sączu? Rzeczka wygląda na bardzo małą, ale w porze deszczowej potrafi napędzić stracha okolicznym mieszkańcom.

 

     W muzeum ekipa porządkuje znaleziska z Punta. Malutkie koraliki najpierw są czyszczone wacikami i potem nawlekane na nitkę. Łukasz skleja jakiś garnek ze skorup.

 

     Obiad zjemy we włoskiej restauracji. Szyld przy wejściu reklamuje pyszne ravioli, lasagne, pizza. Proszę o ravioli. Niestety nie ma. Niech będzie lasagne. Też nie ma. A co jest? Czwartek. Nawet smakowało mi to spaghetti w towarzystwie polsko - peruwiańsko - chilijskim.

   Odpoczynek w mieszkaniu i wyjście na ostatni spacer po mieście. Ostatnie zakupy pamiątek w centrum miasta. Miało tu być najdrożej, a ceny trochę tylko wyższe niż w Boliwii, za to wybór zdecydowanie większy. Elementy do szopki tak wyszukiwane w La Paz i Copacabanie tutaj leżą na półce i czekają. Dwa prześliczne aniołki - Indianki ozdobią naszą szopkę w tym roku. Niestety nie zdążyliśmy do miejskiego parku przed jego zamknięciem, musiałem zadowolić się oglądaniem i fotografowaniem zza ogrodzenia.

 

     Jeszcze wędrówka w kierunku granicy miasta, do nowego mostu. Most jak most, ale dla Szymka szczególny - nie tak dawno robił tzw. monitoring pod jego budowę.

 

       Wieczorem w mieszkaniu Skype a potem pakowanie walizek. Trudno uwierzyć, że to już koniec...